Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi wober z miasteczka Stettin/Szczecin. Mam przejechane 67526.71 kilometrów na szosie. Jeżdżę z prędkością średnią 28.04 km/h
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Pogoda w Szczecinie
free counters

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Maratony

Dystans całkowity:386.68 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:10:47
Średnia prędkość:35.86 km/h
Maksymalna prędkość:60.08 km/h
Suma podjazdów:1925 m
Maks. tętno maksymalne:191 (98 %)
Maks. tętno średnie:168 (87 %)
Suma kalorii:9906 kcal
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:128.89 km i 3h 35m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
170.13 km
04:39 h 36.59 km/h:
Maks. pr.:60.08 km/h
Temperatura:19.0
HR max:182 ( 94%)
HR avg:155 ( 80%)
Podjazdy:612 m
Kalorie: 3177 kcal

"Puchar jest NASZ"!!! - Świnoujście zdobyte!!!

Niedziela, 20 maja 2012 · dodano: 20.05.2012 | Komentarze 22

Puchar jest nasz!!

No to pierwszy start w sezonie zaliczony. Ból, pot i przepracowana zima zaowocowały. Niestety Trzebnice i Radków odpuścić musieliśmy z Magdą ale nasze pobliskie maratony trzeba zaliczyć. Świnoujście poszło na pierwszy ogień. Trasę jeżdżę od 2 lat i bardzo mi się podoba. Jest szybka z górkami i zawsze przeszkadzający wiatr. Byłem już tutaj drugi i czwarty w zeszłych sezonach ale na dystansie krótkim (tj. 85km). Tym razem padło na Mega (170km) bo od zeszłego roku jeżdżę już tylko te dystanse. W piątek zameldowaliśmy się na miejscu. odebraliśmy pakiety, pogadaliśmy ze znajomymi ustalając taktykę z p. Zbyszkiem Kaczałą. Następnie razem z Magdą uderzyliśmy wcześniej spać aby dobrze wypocząć.

Poranek nie był za ciekawy. W nocy mało spałem. Nowe miejsce i trochę nie lubię takich sytuacji bo to nie moje łózko.
Rano chłodno zaledwie 10 stopni na szczęście słoneczko napawało optymizmem. Zapowiadali 15 stopni ale było zdecydowanie cieplej. Po dotarciu na start było mało czasu na rozgrzewkę. Poskładałem rowery. Pogadałem z chłopakami którzy w tym sezonie zaczęli jeździć w maratonach i chyba nie żałują decyzji. Szybkie kręcenie i START.

Po rozstawieniu grup nie byłem pewien czy uda się zrobić wynik. Po zmianach w regulaminie i obecnym losowaniu grup trzeba liczyć na szczęście. Udało się mieć w u siebie świetnego gregario Grześka i Henryka Bętlewskiego który też okazał się mocnym gościem.

Plan był taki aby dogonić grupę która startowała 3 min przed nami. W grupie tej był p. Zbyszek Kaczała i już dzień wcześniej umówiliśmy się na jazdę razem. Miał dojechać max do Międzywodzia i jeśli go nie łapiemy to czekać na mnie. Sześc minut po mnie ruszyła grupa która goniła mnie więc musiałem coś wymyślić. Po ustaleniu taktyki z Grześkiem i Henrykiem poszliśmy jak burza. Tempo ostre, pod górki się nie opierniczaliśmy i tuz przed Międzywodziem realizujemy plan. Tworzy się nas grupka z 6 osób która jedzie z nami tylko przez najwietrzniejszy odcinek Miedzywoidzie-Wolin. Uśmiech na mej buzi budzi p. Zbyszek który drze się na ekipę i dyktuje nakazy jak jechać. Połowa się gubi w tych radach, zmiany szarpane, ludzie nie potrafią jechać w wachlarzu. Jadę ostrożnie bo w takich sytuacjach łatwo o wypadek. W Wolinie nawet nie stajemy na PŻ tylko walczymy z czasem. tempo nadajemy w trojkę i ekipa się rozpada zaraz po wyjeździe z Wolina. Dalej tylko w trzech. Po pierwszym kółku średnia na 85km wychodzi 38,02km/h. Myśle sobie, że jest nieźle ale wiem, że w trojkę będzie ciężko pojechać pod ten cholerny wiatr, tym bardziej że początek był bardzo mocny i sie nie oszczędzałem. Drugie kółko do Miedzywodzia idzie ostro. Górki czasem odpuszczamy ale płaskie i zjazdy idą cholernie szybko. Od Miedzywodzia znowu pod wiatr idealnie w mordę bo reszta była znośna choć nie pomagająca. Zmiany idą słabsze i lecimy tempem spacerowym ale mecząc się cholernie. Czuję lekkie próby unieruchomienia mojej nogi przez kurcze. Na szczęście nie udało im się mnie zaskoczyć. Spora ilość izotoniku pozwala się zregenerować i po zmianie kierunku w Wolinie idziemy znowu mocniej. Po drodze złapaliśmy wszystkie grupy przed nami na Mega i większość ludzi na Giga. Myślę sobie jest świetnie. Dajemy krótki zmiany ciągłe, bez zbędnego ciągania po 1km czy jakiś ustalony czas. Całe drugie kółko nawet bez dawania znaków ciągłe "kółeczko". Widać świadoma jazdę naszej trójki. Tuż przed metą idę 3 na zmianie i lekko odskakuje wpadając pierwszy na metę. Chłopaki tak wymęczeni, że nawet nie gonią. Patrząc na licznik jestem zadowolony. Taktyka się udała. Wszystko było ładnie zaplanowane. W mojej kategorii Michał Kulikowski który był drugi stracił do mnie ponad 19 minut. Udało się pierwszy raz wygrać i kategorię M2 oraz Open na 170km.


Z tego miejsca dzięki dla Grześka za super jazdę i szkoda tego twojego bidonu bo może by się inaczej to skończyło ;)
Na metę wpada reszta naszej bandy a było nas sporo i trochę namieszaliśmy w klasyfikacjach.

Gratulacje dla:
Madzi pierwsze miejsce w K2 na 85 km
Grześka pierwsze miejsce w M3 na 170 km
Mateusza trzecie miejsce M2 na 170 km
Tomka piąte miejsce w M3 na 170 km
Adama trzecie miejsce w M2 na 85 km

Dajecie czadu moi drodzy, szykować nogę na dalszą cześć sezonu.


Wyniki MEGA są TUTAJ

Dyr. sportowy odbiera puchar za m2 © wober


dyr sportowy lapie puchar za OPEN - yeaaaahhh © wober


Szczecińskie koxy (szkoda, że nie w komplecie) © wober


Drugie kółeczko, trzeba bylo bluze oddac dyr. sportowemu ;) © wober


no i po strachu © wober



Cholernie jestem zadowolony ;)
Kategoria Maratony, Szosa


Dane wyjazdu:
131.55 km
03:55 h 33.59 km/h:
Maks. pr.:57.16 km/h
Temperatura:20.0
HR max:191 ( 98%)
HR avg:167 ( 86%)
Podjazdy:860 m
Kalorie: 4287 kcal
Rower:

Maraton Trzebnica - inauguracja

Sobota, 30 kwietnia 2011 · dodano: 30.04.2011 | Komentarze 10

Pierwszy maraton za mną.......

Szczerze powiem to lekko jestem zawiedziony wynikiem. Jak na górki przystało zawsze jest niedosyt, ale od początku.
W Trzebnicy byliśmy już w piątek na spokojnie odebrałem numer wraz z zestawem startowym w którym moja uwagę przyciągnęły kabanosy <rotfl>

Pobudka po 6:00, lekkie śniadanie i szykowanie sprzętu. Chwilę po ósmej pojechałem z woody'm na spotkanie z Mikołajem Virenque. Chwilka na pogaduchy i jak zawsze brakło czasu na rozgrzewkę. Pojechaliśmy tylko 2km (tak się Mikołaj guzdrał :P). Na starcie znaleźliśmy się na 15 sek przed odjazdem istne gapiostwo ale tak to jest jak ma się zegarki na ropę :)

Start od początku mocny. Grupa silna ale to akurat wiedzieliśmy. Początek praktycznie cały czas jazda na progu. Tempo ponad cztery dychy. Po drodze kasujemy wcześniejsze grupy zmiany idą bardzo sprawnie. W którymś momencie po zmienia zjeżdżam do tyłu ktoś z grupy i osób które dołączały się do nas puszcza koło!!!!
Nie będę używał tutaj wulgarnych słów (kurwa jego mać). Pięć osób odjechało nam próbowaliśmy jeszcze łapać ale przy takim wietrze nie było szansy. W grupie która oderwała się znaleźli się czujni (woody i winsho). Ja, Virenque, kris91 zostaliśmy z tyłu i wraz z baranami bo tak trzeba ich nazwać kręciliśmy dalej. Tempo spadło, motywacja wraz z nim. Do punktu żywnościowego szło ok ale w głowie miałem ciągle to że nie załapaliśmy się do grupy uciekającej. W punkcie szybkie napełnienie bidonów oraz ekspresowa szamka. Po drodze kilka razy zwalnialiśmy bo to kris91 nie potrafił wcelować w koszyk bidonem (nie wiem czy ze zmęczenia:P) a to Virenque pojechał na maraton z odkręconym koszykiem :D
No cóż.......... profesjonaliści :D

Na około 80-85 km uciekamy dla Virenque który naprawia koszyk. i Jedziemy w czwórkę. Tempo ok, zjadam batona, żelka i siły wracają przed górkami leci jeszcze sok z gumi jagód i odjeżdżam chłopakom na pierwszej górce. Od setnego kilometra jadę już sam co róż pomagając wiozącym się na kole, których staram się urywać. Po drodze podjazd z nachyleniem 14% który idzie całkiem sprawnie (będą pewnie fotki :)). Od 115km jadę z kolegą który trenuje triathlon. Okazuje się, że startował 10 min przede mną. Na ostatniej górce trochę mu odjeżdżam co ku mojemu zdziwieniu zauważam Virenque który zdążył dogonić chłopaków i jeszcze im dołożył :) (nie wiem co bierze ale musi mi dać nr do swojego dealera)

Na metę wpadam pół minuty przed nim. No musi chłopak jeszcze poćwiczyć :D
Kris91 dojeżdża jakieś ponad 2 min za mną. Jakby nie czekanie i odpoczynek na PŻ mogłoby być kilka minut lepiej. Teraz czas na dalsze zrzucenia zbędnych kg bo dupa ciężka na podjazdach. Kolejny wyścig już za 2 tyg w Gryficach. Góry dopiero w czerwcu w Jeleniej Górze.

Wynik:
Nr. startowy: 280
M2- 21/56
OPEN - 108/463

AVG CAD: 91

virenque-woody-wober- GRANDA BANDA :) © wober


Virenque & wober po Rumuńsku :) © wober
Kategoria Maratony


Dane wyjazdu:
85.00 km
02:13 h 38.35 km/h:
Maks. pr.:58.22 km/h
Temperatura:13.0
HR max:183 ( 94%)
HR avg:168 ( 87%)
Podjazdy:453 m
Kalorie: 2442 kcal
Rower:

Puchar Polski w Maratonach Szosowych Świnoujście

Sobota, 25 września 2010 · dodano: 26.09.2010 | Komentarze 16

No dobra co tu będę owijał w bawełnę, tak jestem koksem i pewnie nie każdy o tym wiedział.
Nie wiedzieli o tym na bank ci co jechali ze mną w M2 ;P

No ale od początku, było to tak.....
Pobudka po 4 rano. Dobrze, że Świnoujście mam dosyć blisko ale tym samym na własnym podwórku bardziej zmotywowany liczyłem na dobry wynik. Tydzień w ogóle nie przepracowany. Dwa dni nie kręciłem żeby zregenerować się po Karpaczu a potem tylko trenażer bo pogoda była jak pod psem. Na szczęście nie trzeba było się przeprawiać promem żeby odebrać numery. Ogólnie organizacja mnie nie powaliła bo mając do czynienia z podejściem w Karpaczu to twierdze, że Świnoujście wypadło blado. Start w miejscu mało dostępnym dla "zwykłych" ludzi
choć specyfika tego miasta nie pozwala wystartować z centrum a szkoda.....
Nie było ze mną kolegów koksów i w sumie nie byłem pewien czy będzie z kim kręcić.
Okazało się że grupa była przyzwoita choć się napracowałem. Ruszyliśmy o 8:48 więc prawie jak w Karpaczu. Początek zachowawczy ale wiedziałem że jeśli chce mieć dobry wynik to trzeba gnać poprzednie grupy i ewentualnie odpoczywać na kole. Zabrałem się ostro do pracy i okazało się, że ekipa trochę pomoże. Tempo całego dystansu bardzo szybkie. Ciągniemy zmianami w 5 osób i doganiamy już w Międzyzdrojach dwie grupy które wystartowały przed nami a to dopiero dwunasty kilometr. Jest dobrze, samopoczucie fenomenalne i tempo w normie. Na podjazdach postanawiam nie odpuszczać i jechać na maxa żeby urwać kilka osób które zaczęły się wieźć z nami na kole bez zmian. Karpacz pomógł na pewno w jeździe po górkach i udaje nam się zostać w naszym startowym składzie. W sumie koledzy
z kategorii M4, M3 więc ciągniemy na zmiany. Wszyscy pracują choć jeden z kolegów strasznie ściemnia albo chce się powieść do mety naszym kosztem. Na połowie trasy nie wytrzymałem i puściłem mu wiązankę żeby zabrał się do roboty bo nie widzi nam się go do mety dowieźć. Kolega daje zmiany tak marne, że po jego zejściu ze zniany robię zaciąg i udaje się chłopaka zostawić kilkanaście metrów za nami i tak samotnie musi sobie pracować aż do mety. Stop dla ściemniaczy.
Na PK nawet nie stajemy ciągnę ostre zmiany. W Wolinie mijamy kolejne grupy i widzę że mamy doskonały czas.
Po wyjechaniu z Wolina wiatr w mordę i chłopaki trochę zamulają na zmianach. Dajemy krótsze zmiany aby nie spuszczać z tempa. Ostatnie 10 km jedziemy w większej grupie bo po drodze zabiera się kilka osób na koło. Jadąc końcówkę mam lekki kryzys bo ile to można chłopaków ciągnąć..... strzelam Taurynę i wraca moc.
Mijamy kolejne grupy i 1 km przed metą postanowiłem zaciągnąć dając swoją zmianę wykorzystuje to że nie jedzie nikt z naprzeciwka i odskakuje na lewo. Zabrali się ze mną czterej kolarze ale udaje mi się zafiniszować jako pierwszy.
Po przejechaniu mety patrzę na licznik średnia 39.07 i przeczuwam że może być dobrze :)
Okazuje się że jestem w M2 2/12 a w open 6/64. No w końcu jakieś pudło udało się zgarnąć.
Chłopaki z mojej grupy też medale w M4 i M3 :)
Jestem zadowolony że jak na pierwszy rok na szosie to idzie całkiem dobrze. Koniec sezonu w wyścigach uwieńczony znakomitym wynikiem. Teraz okres przejściowy i przygotowania do sezony 2011 żeby było jeszcze lepiej .....

ps. Dzięki Madzia za kolejne wsparcie techniczno-organizacyjne ;)

Dane z Licznika:
Dystans 87,26KM
Czas: 2:14:37
AVS Średni: 39.07
AVG Puls: 168

RESZTA ZDJĘĆ

Kilka fotek:
Medal © wober


Koks przed startem © wober


Medalista maratponu w Świnoujściu © wober
Kategoria Szosa, Maratony